Jest taka choroba, która nie pozwala człowiekowi się karmić, bo powoduje, że nie odczuwa on głodu. Ta choroba może prowadzić do śmierci i nazywa się anoreksja. Dosłownie znaczy: brak apetytu. Jest też coś takiego jak anoreksja ducha – brak poczucia potrzeb duchowych. Bardzo wiele osób, które cierpi na tę chorobę, mówi, że nie czuje „głodu Boga” lub nie jest w stanie przełknąć tego, co Bóg im daje. Wielu ludzi mówi wprost: „Po co mi Bóg!? Nie mam potrzeby, żeby chodzić do kościoła. Radzę sobie bez tego”. Niestety jest też tak, że wśród tych, którzy jeszcze przychodzą do kościoła na Mszę św., znajduje się wielu, którzy chorują na anoreksję ducha. Przychodzą, ale nie wiedzą po co? To, że jestem na Eucharystii, nic nie zmienia. Skąd bierze się nam ta anoreksja ducha?
Kiedy Eucharystia okazuje się pokarmem zbyt trudnym, by go przyjąć, szybko znajdujemy inne miejsce, gdzie można się pożywić, znajdujemy zastępczy pokarm. Próbujemy nasycić się tym, co w marny sposób imituje Chleb Życia. Tak więc zamiast słowem Bożym zaczynamy karmić się słowem z telewizji, gazet, forów w mediach społecznościowych lub słowem plotek czy obmowy. Zamiast prawdziwej relacji z człowiekiem tworzymy fikcyjne wspólnoty znajomych na Facebooku, Twitterze, Instagramie, TikToku czy innych. One zastępują relacje rodzinne i dają złudzenie bycia we wspólnocie. Czasami ludzie szukają poczucia bezpieczeństwa w pieniądzach, dążeniu do władzy; lub szukają ukojenia w alkoholu, cielesnym wyuzdaniu, dogadzaniu własnej pysze. I to wszystko wystarcza na krótką chwilę, by człowiek zaspokoił głód ducha. W ten sposób Bóg przestaje być potrzebny wielu ludziom.
W uroczystość Bożego Ciała przy każdym z ołtarzy na trasie procesji zostanie odczytana Ewangelia. Obecnie te teksty mają inną treść niż dawniej. Dziś koncentrują naszą uwagę na poszczególnych tematach teologicznych związanych z Eucharystią. Mówią o Eucharystii jako ofierze, pokarmie dla duszy, zadatku życia wiecznego i sakramencie jedności Kościoła. Dawniej przy ołtarzach w procesji Bożego Ciała śpiewano prologi poszczególnych Ewangelii. W ten sposób Kościół chciał razem z obecnością Jezusa w Najświętszym Sakramencie zanieść Jego obecność zawartą w każdej z tych Ewangelii. Uważano, że odczytanie prologu jest równoznaczne z odczytaniem całej Ewangelii. Ponadto sądzono, że odczytanie pierwszych wersetów Dobrej Nowiny „wzmacnia” siłę błogosławieństwa eucharystycznego udzielanego przy każdym z ołtarzy. W ten sposób liturgia tego dnia pokazuje, że Jezus przychodzi do nas również w swoim słowie. Przyjęcie słowa Bożego zbliża nas do Syna Bożego. Idziemy w procesji głosić Jezusa, ze słowami Ewangelii na ustach. Święty Paweł naucza, że głosimy Pana wtedy, kiedy spożywamy Jego ciało i pijemy Jego krew. Nie wtedy, kiedy mówimy o Nim, nie wtedy, kiedy Go pokazujemy publicznie, ale najpierw głosimy Go wtedy, kiedy sami Go spożywamy i pijemy. Głoszenie Chrystusa w Boże Ciało ma zatem wiele wymiarów. Z pewnością jest zadaniem dla nas wszystkich, nie tylko dla kapłanów.